Dlaczego przyszły naukowiec powinien uprawiać sport

Jakie są Pańskie wrażenia po pierwszej wizycie na Stadionie Narodowym?
 
Prof. Łukasz Turski: Wspaniałe! To naprawdę niezwykły obiekt. Konferencja na Stadionie – podczas której ogłosiliśmy, że to tutaj odbędzie się tegoroczny Piknik – była dla mnie rzeczywiście pierwszą okazją, by obejrzeć go od środka. Choć bywałem w tym miejscu wcześniej, kiedy jeszcze stał Stadion X-lecia. Raz nawet przyszedłem specjalnie, żeby zobaczyć, jak kwitnie handel.

I jak wypada porównanie starego z nowym?


Pamiętam, jak w latach 70. oprowadzałem po Warszawie mojego przyjaciela Amerykanina. Powiedział mi wtedy: w tym mieście nic nie wygląda, jakby było nowe. Stadion Narodowy jest kolejnym obiektem powstałym w ostatnich latach, który szczęśliwie łamie tę zasadę. Jest zaprzeczeniem polskiej tandety i szarości. Owszem, gdzieś jakaś klamka odpada, coś przecieka, ale przy tak ogromnej skali budowy podobne problemy są normą. Nie zmienia to faktu, że miejsce to jest po prostu piękne. Pozostaje tylko pytanie, jak władze Stadionu wykorzystają jego potencjał. Wypełnienie takiego obiektu życiem jest trudnym zadaniem. Nie stanowimy przecież potęgi piłkarskiej, by dziesiątki tysięcy ludzi przychodziło co tydzień na mecze. Patrząc chociażby z tej perspektywy, zorganizowanie Pikniku na Stadionie jest strzałem w dziesiątkę.

Czy wraz ze zmianą lokalizacji zmieni się sam Piknik?

W tym roku zapewne tylko trochę, ale kolejne edycje (umowa ze Stadionem została podpisana na pięć lat – red.) spróbujemy przygotować w nieco inny sposób. Będziemy stawiali nie tylko na interaktywność, ale postaramy się rozwinąć część wystawienniczą. Chcemy w większym stopniu upowszechniać najnowsze osiągnięcia nauki. Wiele z nich trudno było pokazać w dotychczasowej formule Pikniku.

Na przykład?

Myślę o nowych osiągnięciach medycyny, ot choćby nowatorskich operacjach wykonywanych technologiami powstałymi w XXI wieku. Nie przeprowadzimy ich na miejscu, ale możemy zaproponować nowoczesną prezentację takich zabiegów wraz z dyskusją uświadamiającą uczestnikom Pikniku, jakie są trudności z wprowadzaniem postępu medycznego do naszej struktury opieki zdrowotnej.
Dlaczego też nie zaprezentować osiągnięć polskiego przemysłu kosmetycznego? Produkcja kosmetyków odbywa się dzisiaj z użyciem wysokich technologii. Stworzone w ten sposób produkty, np. marki Inglot, podbijają świat. Warto się tym chwalić, także na Pikniku. Tym bardziej że Polacy często nie zdają sobie z tego sprawy.
Do tej pory ograniczała nas powierzchnia; w parku (im. Rydza Śmigłego – red.) było za ciasno. Brakowało również zaciemnionych pomieszczeń. Problem ten został rozwiązany, możemy się więc rozwijać.

Podczas konferencji wspomniał Pan o książce, która mogłaby stać się lekturą obowiązkową dla tegorocznych piknikowiczów.

Fakt, że największa plenerowa impreza popularyzująca naukę odbywa się na obiekcie sportowym jest świetnym pretekstem, by sięgnąć po „Fizykę sportu” Krzysztofa Ernsta. W każdym rozdziale książki inna dyscyplina (m.in. narciarstwo, piłka nożna) została opisana przez pryzmat praw i zjawisk fizycznych. Polecam ją przede wszystkim dlatego, że jest dobrze napisana. Ale nie bez znaczenia jest również fakt, że pozostawaliśmy z Krzysztofem w serdecznej przyjaźni. Krzysztof towarzyszył nam od pierwszego Pikniku i nie zmieniło się to aż do jego przedwczesnego odejścia. Był profesorem fizyki i wielkim fanem sportu. Jego „rodzinna” dwujęzyczność umożliwiła mu bycie korespondentem sportowym z Włoch. Grał w koszykówkę. Co roku koledzy z drużyny spotykają się na mszy odprawianej ku jego pamięci. Przez ostatnie lata życia Krzysztof mężnie walczył z chorobą nowotworową. Nie zdążył dokończyć swojej ostatniej książki „Fizyka w tańcu”.

Według Pana sport jest jednym z mechanizmów, który najbardziej scala społeczeństwo. Dlaczego?

Po pierwsze, pomaga rozładować nagromadzone w ludziach napięcie. Nieprzypadkowo w starożytnej Grecji na czas olimpiad zawieszano wojny. Po drugie, uczy wielu cech, które są niezwykle potrzebne w życiu społecznym. Choćby stawiania czoła wyzwaniom. Dostajemy na przykład kulę i naszym zadaniem jest ją pchnąć. Ale nie byle jak, tylko według ustalonych reguł i – co najważniejsze – mamy zrobić to najlepiej, jak potrafimy. A przecież życie polega właśnie na podejmowaniu wyzwań. Jakkolwiek kontrowersyjnie to zabrzmi w kontekście ostatnich afer dopingowych, sport uczy także uczciwości. Jasno można bowiem stwierdzić, kto jest lepszy. Z kolei gry zespołowe uczą współdziałania.
Posiadanie tych cech sprawia, że społeczeństwo dobrze funkcjonuje. Świetnie zdają sobie z tego sprawę Amerykanie, dlatego w tamtejszym systemie edukacji trener szkolny jest jednym z najważniejszych wychowawców młodzieży, co miałem szansę obserwować podczas pracy na wielu uniwersytetach.

Czy na własnej skórze przekonał się Pan o kształcącej roli sportu?

Pamiętam, jak miałem kilkanaście lat. Do warszawskiej szkoły, do której chodziłem i która cieszyła się renomą, przeniesioną tzw. trudną młodzież. Nasz nauczyciel gimnastyki szybko rozwiązał problem – wprowadził na zajęcia boks. Tym samym zamiast rozrabiać i dokazywać na szkolnych korytarzach chłopcy zaczęli ze sobą rywalizować na ringu. Nie zmarnowali się. Jeden z nich jest nawet profesorem historii na dobrym amerykańskim uniwersytecie.
Dlatego uważam, że tak ważne jest, by odtworzyć w naszym kraju sport szkolny. Dlaczego na Stadionie Narodowym nie mogłyby się odbywać ogólnopolskie wyścigi uczniów w workach albo mecze szkolnej ligi piłki nożnej? Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Wychowanie dzieci w sportowym duchu przełoży się na to, że Polska będzie miała lepszy przemysł, biznes i naukę.



 
Pliki do pobrania
Copyright © 2009 Polskie Radio SA i Centrum Nauki Kopernik